piątek, 25 lipca 2014

08

        - Lily -

       Ostatnie cztery miesiące mojego życia były najlepszymi, jakie kiedykolwiek przeżyłam. Moje marzenie się spełniło. Harry był mój, tylko mój. Pozwolił mi, abym pokazała mu, że jest dla mnie najważniejszą osobą pod słońcem. Wiedziałam, że jest tym jedynym na zawsze. Kochałam go za każdym uśmiech, błysk zielonych oczu. Za każde "Lilijko" kierowane w moją stronę. Świadomość, że on kocha mnie równie mocno, sprawiała, że pierwszy raz nie martwiłam się niczym. Żyłam w euforii.

       Leżałam w jego ramionach na moim zasłanym łóżku i czytałam lekturę do szkoły. Przyjechał do mnie zaraz po pracy. Rozmawialiśmy trochę, ale usypiał na stojąco, więc już go nie męczyłam, tylko pozwoliłam mu zasnąć. Nad uchem słyszałam jego spokojny oddech, a jego ręka bezwładnie obejmowała moje ciało. Przyjeżdżał codziennie, a motor zostawiał na parkingu przed super marketem, aby moi rodzice się o niczym nie dowiedzieli. Niezauważany wchodził przez okno i siedział do późnego wieczora. Przez to wszystko stwierdziłam, że to, iż mama i tata nie zaglądają do mojego pokoju, jest wprost błogosławieństwem.

      Ziewnęłam i odłożyłam książkę. Odechciało mi się czytać. Spojrzałam na zegarek, było po dwudziestej. Maj był wyjątkowy ciepły, lekki wiaterek dostawał się przez uchylone oknom Odchyliłam delikatnie głowę, by spojrzeć na Harry'ego. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Jego usta znajdowały się przy moim policzku, a nos w moich włosach. Zawsze mi powtarzał, że kocha ich zapach. Nie mogąc się powstrzymać, odwróciłam się jeszcze bardziej, by pocałować go w kącik ust. Zamrugał powiekami, po czym zmrużył oczy, przyglądając mi się nieprzytomnie.

- Przepraszam - szepnęłam, odkręcając się do niego przodem. - Nie umiałam się powstrzymać.

      Uśmiechnął się, ziewnął, a po chwili cmoknął mnie w nos. Zaśmiałam się i wtuliłam w jego tors okryty czarną koszulkę. Zauważyłam, że ma słabość do tego koloru.

- Która godzina, słonko? - zamruczał zachrypniętym głosem.

- Jeszcze wczesna, nie jedź! - odpowiedziałam szybko, przytulając się do niego mocniej. Parsknął śmiechem, po czym podniósł lewą rękę, by zerknąć na zegarek.

- Cholera, Lilijko, muszę się już zrywać. - powiedział markotnie. - Dexter siedzi sam, a ja jutro na szóstą muszę być w  pracy.

            Westchnęłam z żalem, po czym wypuściłam go ze swoich objęć. Przeciągnął się wstając. Podeszłam do niego i podałam mu bluzę, którą rzucił na krzesło. Wziął ją ode mnie, aby zgrabnym ruchem ją założyć. Przejechał dłonią po włosach, po czym przyciągnął mnie do siebie.

- Będziesz jutro? - wymruczałam z nadzieją w jego usta, po czym objęłam go za szyję.

- Jak zawsze. - powiedział cicho, pocierając nosem o mój policzek. Westchnęłam. Już za nim tęskniłam.

- Pocałuj mnie - wyszeptałam z uśmiechem.

     Zaśmiał się cicho, ale nie dał się długo prosić. Musnął delikatnie moje wargi swoimi, a ja nie pozostawałam mu dłużna. Wspięłam się na palce, bo był ode mnie sporo wyższy, a ja tak bardzo go pragnęłam, że nie liczyło się dla mnie, że muszę się wyciągać jak głupia. Nagle poczułam, że zaplata moje nogi na swoich biodrach. Objęłam go mocniej, nie pozwalając przerwać pocałunku. Czułam, że cofa się powoli, aby po chwili uderzyć nogami w łóżku. Upadliśmy na nie. Parsknęłam śmiechem, po czym wplątałam palce w jego gęste włosy i wpiłam się w jego usta jeszcze bardziej.

- Kocham cię, wiesz? - mruknął, odrywając się ode mnie. Patrzyłam z radością w jego błyszczące w półmroku oczy.

- Wiem - odpowiedziałam. - Ja ciebie też, Harry.

     Pocałował mnie ostatni raz, po czym podniósł się do pozycji siedzącej. Sprawiło to, że siedziałam na jego kolanach.

- A teraz naprawdę muszę już iść. - powiedział z żalem w głosie. - I nie przeciągajmy tego, bo zaraz mnie stąd siłą nie wyciągną!

     Zaśmiałam się z żartu, po czym odgarnęłam mu grzywkę z czoła.

- I dobrze, zostań.

- Innym razem, królowo. - odpowiedział, zsadzając mnie delikatnie na łóżku. Podszedł do okna, otworzył je, po czym posłał mi ostatni uśmiech. Odwzajemniłam go, a on wszedł na parapet, by wskoczyć na drzewo.

      Podeszłam do okna, obserwując jego oddalającą się sylwetkę. Gdy był już przy płocie, odwrócił się i pomachał mi wesoło. Odmachałam, po czym przesłałam mu całusa dłonią. Przeskoczył furtkę i zniknął mi z oczu.

Kilka dni później

       Szłam po omacku, potykając się o kamienie i patyki. Co chwila śmiałam się i próbowałam oderwać palce Harry'ego od moich oczu.

- Gdzie ty mnie ciągniesz, wariacie? - zapytałam, dławiąc się od śmiechu. Usłyszałam, że sam dostał ataku wesołości, a gdy się uspokoił, odpowiedział:

- To tajemnica, Lilijko. Ale jestem pewien, że Ci się spodoba i będziesz tu często przyjeżdżać.

         Westchnęłam głośno, po czym dałam się prowadzić dalej. Po jakichś kilku minutach, zatrzymaliśmy się. Zaintrygowana wyostrzyłam słuch, ale nie wyłapałam nic, co pomogłoby mi ustalić moją lokalizację. 

- Gotowa? - szepnął mi Harry do ucha. - Ta dam!
  
        Zabrał dłonie od mojej twarzy. Otworzyłam usta powalona pięknym krajobrazem, który rozciągał się przede mną. Naprzeciwko znajdowało się średniej wielkości jezioro, a naokoło niego pełno drzew. Trawa zieleniła się pod naszymi stopami, a ptaki wyśpiewywały jakąś wesołą melodię. Uniosłam głowę. Po błękitnym niebie płynęły spokojnie białe chmury, a jasne słońce wprost zarażało swoją dobrą energią. Spojrzałam na ukochanego, który przyglądał się mojej reakcji.

- To miejsce jest cudowne - wyszeptałam, bo z emocji odebrało mi głos. Uśmiechnął się, po czym objął mnie od tyłu, opierając brodę na moim ramieniu.

- Dokładnie - powiedział, a ja wyczułam uśmiech w jego głosie. - Wiemy o nim tylko my. Przyjeżdżałem tu z rodzicami, kiedy byłem malutki, a od tamtego czasu nikt nie pamięta o tym jeziorze. Jak zrobi się ciepło będziemy się tu kąpać i urządzę ci cudowne urodziny... 

- Dziękuję - szepnęłam wzruszona. 

- Nie ma sprawy. Zawsze będę chciał cię uszczęśliwiać. - odpowiedział równie jak ja poruszony. 

     Staliśmy tak jeszcze długo. Napawaliśmy oczy pięknym widokiem, a serca wzajemną obecnością. Szczerze wątpiłam, czy na świecie jest ktoś równie szczęśliwy jak my. Nie mogłam się wprost doczekać kolejnych dni spędzonych z nim. Wiedziałam, że każdy z nich będzie cudowny i niepowtarzalny. Nie chciałam myśleć, o czymś, co miało zakłócić nasze szczęście. Dla mnie było to po prostu nierealne. 
_________________________________________

Hej! ;*

Em, tak wiem, tutaj też się spóźniłam, ale już nie tak strasznie jak na Adasia! xd Musicie wybaczyć, ale sami pewmie wiecie, co te wakacje robią z człowiekiem. :D

Rozdział krótki, przepełniony dużą dawką szczęśliwej miłości. xd Efekt był zamierzony. Sami wiecie, że nie często zdarza mi się pisać takie rozdziały, a ja muszę pokazać jak oni bardzo się wielbią. c;

Hm, mam jeszcze jedną sprawę. Mianowicie głupia ja wymyśliła sobie, że napiszę książkę. Jednakże stwierdziłam, że mogę to publikować równocześnie na blogu. Tak, wiem, kolejny blog. xd Ale rozdziały na nim będą ukazywały się bardzo nieregularnie, tylko wtedy, gdy usiądę i dla przyjemności napiszę co nieco. Zdradzę tylko, że w opowiadaniu wystąpi Niall Horan. Na zwiastun i szablon muszę poczekać także powoli. Może jak skończę, któryś z dotychczasowych blogów to wezmę to "na pełen etat". :) Jeszcze nie wiem. O wszystkim Was poinformuję.
PS. Oczywiście w książcę nie wystąpi Niall. Opowiadanie będzie próbą, czy cokolwiek mi z tego wyjdzie. c;

To tak... Będę się zbierać. ^^

Do zobaczenia!

środa, 9 lipca 2014

07


- Harry -

    Wszedłem do mieszkania i rzuciłem klucze na szafkę do butów. W domu panowała kompletna ciemność. Usłyszałem ciche dreptanie po podłodze, po czym coś zimnego dotknęło mojej dłoni. Uklęknąłem i przytuliłem się do mojego czworonożnego przyjaciela. Dexter był półtorarocznym panem rasy golden retriever. Znalazłem go kiedyś w śmietniku, małego, głodnego i wychłodzonego. Przygarnąłem malucha bez zastanowienia. Staliśmy się oddanymi przyjaciółmi. Poklepałem go po łebku, po czym bez życia ruszyłem do kuchni, aby go nakarmić i nalać mu wody. Pies z wdzięcznością wypisaną w oczach zabrał się do jedzenia, a ja  ustałem bezmyślnie na środku pomieszczenia, nie wiedząc, co ze sobą zrobić. Bolały mnie wszystkie kości, nie miałem siły na nic. Z resztą... Co ja miałem niby robić? Dzisiaj skończyło się coś, co nawet dobrze się nie zaczęło.

      Zacisnąłem zęby i z całej siły przygrzmociłem w ścianę. Dexter obejrzał się na mnie zdziwiony. Podążyłem do łazienki, a mój wzrok natrafił na lustro. Spojrzał na mnie dwudziestojednoletni facet o bladej cerze, zielonych, podkrążonych oczach, roztrzepanych, ciemnych włosach... Z wściekłością ściągnąłem z siebie koszulę i rzuciłem ją w kąt. Oparłem się o umywalkę, zaciskając powieki. Takiego śmiecia, takiego śmiecia... Te słowa obijały się o moją głowę odkąd wyszedłem ze szpitala. 

    Bez życia podążyłem do pokoju. Nie zapalając świateł, wyjąłem whisky z barku, po czym na stojąco pociągnąłem z gwinta. Nie obchodziło mnie, że jest mi niedobrze, że nie mam siły utrzymać się na nogach. Po kilku minutach, ciężko usiadłem na podłodze, opierając się plecami o kanapę. Odstawiłem do połowy opróżnią butelkę, wplątując palce we włosy i opierając łokcie o kolana. Zachowywałem się żałośnie. Wiedziałem, że użalanie się nad sobą nic mi nie da, ale nie miałem już siły. Życie w zupełności mnie doświadczyło. 

    Jedno było pewne. Kochałem Lily. Kochałem całym sercem. Za każdy jej uśmiech posłany w moją stronę, za każde słodkie "Harry" w jej ustach, za każdy jej dotyk... Jęknąłem głośno. Od początku wiedziałem, że nic więcej nie będzie nam dane. Jednak gdy nadszedł ten ostatni, nieodwracalny raz, bolało tak samo. Przysiągłem sobie, że już nigdy się do niej nie zbliżę. Nie będę zatruwał jej życia. Nie zasługiwała na kogoś takiego, jak ja...

- Lily -

      Leżałam na szpitalnym łóżku i płakałam głośno, nie zwracając uwagi na to, że ktoś może mnie usłyszeć. Była pierwsza w nocy, wszyscy pacjenci już spali. Tak bardzo bolało mnie to, co zrobili moi rodzice. Tak bardzo cierpiałam, przywołując w ciemnościach wyraz tych zielonych oczy. Tak bardzo byłam bezradna. Miejsce, które miałam zszywane po zabiegu, ciągnęło okropnie. Chciałam przytulić się do Harry'ego, ale jednocześnie nie wiedziałam, czy będę miała odwagę spojrzeć mu w oczy. Nie wiedziałam, czy jeszcze kiedykolwiek to zrobię. Wyszedł. Tak po prostu wyszedł, godząc się na to, co powiedzieli...

     Mój szloch odbił się po całym pomieszczeniu. Przytuliłam się do kołdry, przywołując w myślach uśmiech Harry'ego. Dopiero teraz dostrzegłam, że w tym uśmiechu zawsze było widać tą nieśmiałość, tą niepewność siebie. Jednocześnie wiedziałam, że wyraża więcej niż tysiąc słów. Otarłam łzy i mimo, że wszystko mnie bolało, usiadłam na łóżku.

      Właśnie zrozumiałam coś, co powinnam dawno zauważyć. Kochałam go. Tak cholernie go kochałam, a bałam się to okazać. Teraz było już za późno na wszystko. Na wszystko... Opadłam z powrotem na poduszki, czując, że żal, który czułam, chce mnie zmiażdżyć. Nigdy się z tym nie pogodzę. Nigdy.

      Nagle usłyszałam, że ktoś podąża długim korytarzem. Otarłam szybko łzy, po czym zakryłam się kołdrą pod samą brodą. Do sali weszła starsza pielęgniarka, owijając się w sweter i patrząc na mnie ze zdziwieniem. Zawstydzona spuściłam wzrok. 

- Co się stało, dziecko? - Podeszła do mnie i zatroskanym wzrokiem próbowała spojrzeć mi w oczy. Pod wpływem jej łagodnego głosu z oczu puściły mi się kolejne łzy. Kobieta widząc to, usiadła obok.

- Nic, nic. - odpowiedziałam szybko. - Po prostu mam problem, to znaczy... To nawet nie jest problem . - Załkałam. - To jest koniec wszystko.

          Znowu rozpłakałam się na dobre. Pielęgniarka ze współczuciem przygarnęła mnie ramieniem, a ja mimo zaskoczenia, nawet nie zaprotestowałam. Potrzebowałam bliskości drugiego człowieka, ktokolwiek by to nie był. Po kilku minutach powoli zaczęłam się uspokajać. Nie miałam już siły na płacz.

        Z powrotem rozłożyłam się na poduszkach, pociągając nosem. Kobieta dalej obserwowała mnie ze współczuciem, a mi coraz bardziej robiło się głupio.

- Przepraszam. - wyszeptałam.

- Ależ to głupstwo! - Machnęła ręką pani Gravel. Nazwisko udało mi się wyczytać z małej plakietki przyczepionej do jej uniformu. - Chodzi o tego chłopaka, tak?

     Jej pytanie kompletnie zbiło mnie z tropu. Zastygłam.

- Skąd pani wie? - zapytałam zszokowana i delikatnie uniosłam się na łokciu. - To znaczy, skąd pani wie, że tu był jakiś chłopak?

- Jak to skąd? - Kobieta szeroko otworzyła oczy. - Narobił w szpitalu takiego szumu, że wszystkie pielęgniarki w dyżurce o tym rozmawiają.

- Szumu? - Siedziałam teraz sztywno, nie zwracając uwagi na ból i zawroty głowy. - Przecież karetka...

       Pani Gravel spojrzała na mnie jak na wariatkę, a potem w jej oczach zapłonął błysk zrozumienia.

- Kochana, on cie tu wniósł na rękach! - zawołała z przejęciem. - Owinął cię w swoją kurtkę, nie było z nim za dobrze.

       Widziałam wszystko jak w zwolnionym tempie. Zszokowana rozglądałam się na wszystkie strony, szukając jakiejkolwiek podpory, ale świat właśnie mi się rozsypał na kawałki i nikt nie był w stanie mi pomóc. Nikt z wyjątkiem Harry'ego. Ścisnęłam kurczowo kołdrę i nie patrząc na pielęgniarkę, poprosiłam ją, aby wyszła. Kobieta posłusznie wykonała moje polecenie. Odchyliłam głowę do tyłu, przełykając łzy, spływające po moich policzkach. Wniósł? Boże, naraził swoje życie dla mnie. Nikt nie był w stanie zrozumieć, ile to dla mnie znaczyło. Szlochając głośno, położyłam się z powrotem na łóżku w celu czekania na świt. Musiałam się w końcu dowiedzieć, kiedy stąd wyjdę.

Kilka dni później

      Wlekłam się za rodzicami, którzy właśnie dumnym krokiem opuszczali szpital. Tata wspaniałomyślnie przejął ode mnie torbę, a mama właśnie dawała kazanie na temat tego, jak prawdziwa kobieta powinna radzić sobie z natarczywymi zalotnikami. Wściekłość wrzała w moich żyłach, ale nie miałam zamiaru robić awantury. Musiałam oszczędzać siły na pewną rzecz,  która czekała mnie za kilka godzin. Było już po osiemnastej.

      Wsiedliśmy do samochodu. Usadowiłam się wygodnie na tylnym siedzeniu, założyłam kosmyk włosów za ucho, po czym wyciągnęłam telefon z kieszeni. Wybrałam numer do Jake'a w kontaktach, po czym wystukałam wiadomość.

Podaj mi adres Harry'ego, proszę!

     Po jakichś dwóch minutach dostałam odpowiedź.

Po co Ci? Harry jest chyba chory, od tygodnia nie ma go w pracy i od od dawna się do mnie nie odzywał.

        Zastygłam.

Podaj! Jeśli jest chorym, przyda mu się ktoś do pomocy.

          Przygryzłam wargę ze zdenerwowania. Nie było go w pracy. Nie odzywał się do nikogo. Nie odpowiadał na moje sms'y. Nie odbierał telefonów. Przypomniała mi się sytuacja z Jake'em, ale szybko odgoniłam od siebie tę myśl. I tak byłam bliska zwariowania. 

Może i racja. Forest Street 15.

      Forest Street? Hm... Przecież to był drugi koniec miasta. Westchnęłam, podziękowałam przyjacielowi, po czym podrygując nogą, czekałam na powrót do domu. Gdy samochód stanął na podjeździe, jak najszybciej ruszyłam w stronę budynku. Oczywiście uprzednio wzięłam swoją torbę, podziękowałam grzecznie rodzicom i powiedziałam, że chce odświeżyć się po szpitalu. Wpadłam do swojego pokoju jak burza. Widać ktoś tu porządnie posprzątał. Mama nienawidziła bałaganu. Z miejsca zamknęłam się w łazience i starając się nie patrzeć na swoje okropne odbicie w lustrze, weszłam pod prysznic. Strumienie wody przyjemnie spływały po moim ciele. Chciałam w końcu porządnie się umyć. 

      Wytarłam się pośpiesznie dużym ręcznikiem, po czym zaczęłam ogarniać swoją twarz. Przemyłam poszarzałą cerę tonikiem, nałożyłam na nią krem i umyłam zęby. Nie miałam zamiaru się malować. Nie miałam do tego głowy.

       Wróciłam z powrotem do pokoju w samej bieliźnie. Wyciągnęłam z szafy czyste, dżinsowe rurki oraz czarną koszulkę na długi rękaw. Nie obchodziło mnie to, jak wyglądam. Do tego założyłam swój ulubiony za duży sweter. Rozpuszczone włosy zarzuciłam na prawe ramię, po czym usiadłam na łóżku. Cała się trzęsłam, mimo że byłam ciepło ubrana. Za godzinę miałam wyjść. Z zaskoczeniem odnotowałam, że rodzice pozwolili mi odwiedzić "Jamie", gdy ich o to poprosiłam. Chyba ich sumienie ruszyło, bo nie robili wymówek. Miałam wrócić do dwudziestej drugiej. W rzeczywistości musiałam wybrać się do Harry'ego. Tęskniłam za nim cholernie, ale jednocześnie bałam się, czy dam radę spojrzeć mu w twarz...

     Godzina minęła jak z bicza strzelił. Wstałam i na trzęsących się nogach zeszłam na dół. Ubrałam się, pożegnałam pośpiesznie z rodzicami, żeby się czasami nie rozmyślili, po czym wyszłam przed dom, dzwoniąc pod taksówkę. Akurat była w pobliżu, więc czekałam tylko około piętnastu minut. Serce waliło mi jak młotem przez całą drogę. Nie skupiałam się na niczym, byle tylko nie dostać ataku paniki. Nie byłam w stanie powiedzieć po jakim czasie byliśmy na miejscu. Jak robot zapłaciłam za kurs, podziękowałam , po czym wyszłam z samochodu. Stanęłam przed rządkiem małych rozmiarów domków. Wyglądały bardziej jak jakieś domki dla pracowników w ośrodku wypoczynkowym. Nie wiedziałam, dlaczego akurat z tym mi się skojarzyły. Podeszłam pod budynek z numerkiem piętnaście. Biorąc trzy głębokie wdechy zapukałam do drzwi. Trzęsąc się i czując łzy stresu, czekałam na to, aż chłopak otworzy mi drzwi.

      Długo nic się nie działo. Już chciałam zrezygnować, gdy nagle w drzwiach stanął Harry. Patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami, a ja nie pozostawałam mu dłużna. Miał na sobie same dżinsy, a brak koszulki odsłonił jego umięśnione ciało. Zaschło mi w ustach, nie potrafiłam się nawet przywitać. Stał w półmroku, jego zielony oczy błyszczały w ciemnościach, a włosy były okropnie roztrzepane.

- Lily? - wyszeptał, a w jego głosie usłyszałam zdziwienie i...strach? - Co ty...co ty tutaj robisz?

    Przełknęłam głośno ślinę, zmuszając swój język do poruszenia się.

- Przyjechałam tu, bo... - zacięłam się, spuszczając wzrok na swoje przybrudzone botki. - Muszę ci coś powiedzieć. I ty mi też.

      Harry odsunął się, przepuszczając mnie w drzwiach. Weszłam do środka. Nagle poczułam, że coś mokrego dotyka mojej dłoni. Spuściłam wzrok, po czym ujrzałam pięknego psa rasy golden retriever. Pogłaskałam go z zachwytem.

- Wabi się Dexter. - mruknął chłopak, stojąc niepewnie w drugim końcu korytarza. Uśmiechnęłam się, po czym odwróciłam wzrok, starając się na niego nie patrzeć. To skutecznie mnie rozpraszało. Odwiesiłam płaszcz, a Harry powiódł mnie do salonu, po czym przepuścił w drzwiach. Minąwszy go poczułam ten znajomy, pociągający zapach...

       W pomieszczeni paliła się tylko mała lampka, rzucająca nikłe oświetlenie na meble. Nie miałam głowy, by zapamiętać jak wyglądają. Szatyn stanął przodem do okna i tyłem do mnie. Wsadził ręce do kieszeni i widać czekał aż w końcu się odezwę. Odchrząknęłam, po czym cicho zapytałam:

- Dlaczego mi nie powiedziałeś o tym, co zrobiłeś? - Czekałam na odpowiedź, wpatrując się uparcie w jego plecy. Zauważyłam, że spiął mięśnie i spuścił głowę.

- Nie wiem, o czym mówisz. - odpowiedział jeszcze ciszej niż ja.

- Nie powiedziałeś mi, że zaniosłeś mnie do szpitala. Dlaczego? - zauważyłam, że mój ton stał się oskarżycielski.

     Harry dość długo myślał nad odpowiedzią. Obserwowałam Dextera, który sprawiał wrażenie jakby wszystko rozumiał. Wodził spojrzeniem ode mnie do swojego pana.

- Nie chciałem, żebyś uznała mnie za jakiegoś bohatera. Nie jestem nim.

     Po moim policzku spłynęła łza, powoli nie wytrzymywałam emocji, które się we mnie kłębiły.

- Jesteś. - odpowiedziałam, wstając nagle. - Jesteś moim bohaterem, Harry...

    Szatym milczał dłuższą chwilę.

- Lily, proszę... - jęknął, odwracając się do mnie przodem. - Zasługujesz na kogoś lepszego niż ja. Ja jestem nic nie wartym śmie...

- Nie kończ! - załkałam głośno. - Dlaczego mi to robisz?! Dlaczego unieszczęśliwiasz mnie i siebie?! Dlaczego jesteś takim plantem?! - Czułam, że tracę nad sobą kontrolę. - Cholernie cię kocham, Harry! I cokolwiek byś robił, nie zmienisz tego! Jesteś najlepszym człowiekiem jakiego kiedykolwiek pozanałam i...

    Właśnie uświadomiłam sobie, co przed chwilą powiedziałam. Wydało się. Harry nie spuszczał ze mnie wzroku.

- Dlaczego uważam, że nie zasługujesz na mnie? Spójrz! - zawołał. - Masz rodziców, którzy się tobą opiekują, masz start w życiu. Wszystko czego zapragniesz! Ja żyję w zupełnie innej rzeczywistości. Tak bardzo pamiętam wiadomość o tym, że moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, choć miałem tylko pięć lat. Tak bardzo pamiętam te wszystkie lata, które spędziłem w domu dziecka. Sam musiałem sobie radzić we wszystkim... Na dom, samochód, motor... Zarobiłem sam. Ktoś inny da ci dużo więcej niż ja.

     Słuchałam tego z szeroko otwartymi ustami. Tak bardzo mu współczułam. Teraz wszystko zrozumiałam. Harry zamilkł na chwilę, po czym dodał coś, co sprawiło, że moje serce na moment stanęło.

- Nie mogę, Lilijko... Mimo, że tak strasznie cię kocham.

     Z oczu puściły mi się kolejne łzy. Mimo to zbliżyłam się do niego, po czym głośno i z desperacją powiedziałam:

- Pocałuj mnie.

- Słucham? - Harry wyglądał na kompletnie zagubionego, a cierpienie było wprost wymalowane w jego oczach.

- Pocałuj mnie, bo tak bardzo cie kocham. Pocałuj mnie, bo tak cholernie nie potrafię bez ciebie żyć. - Ostatnie trzy wyrazy zamieniły się w szloch.

     Nagle poczułam jak szatyn przysuwa się do mnie. Delikatnie musnął moje usta swoimi miękymi wargami. Położyłam dłonie na jakiego umięśnionych ramionach, by potem wpleść je jego gęste włosy. Całował mnie słodko i powoli. Tak bardzo go pragnęłam... I w końcu mogłam go mieć.
_____________________________________________
Hej. ;*

Na tym rozdziale wylałam morze łez i szczerze to nie wiem, co mam powiedzieć... Jak nigdy chciałam, aby ten rozdział był taki, jak go sobie wymarzyłam. Mam nadzieję, że się udało. Dziękuję za każdą opinię. <33

Pozdrawiam!

PS. Podziwiajcie cudny zwiastun, który wykonała Rosie. :* Jest genialny!
https://www.youtube.com/watch?v=5FaSQwx7NOM

Obserwatorzy