wtorek, 6 stycznia 2015

15

- Lily -

   Było mi dobrze. Czułam jak Harry obejmuje mnie ramionami i lekko kołysze. Wcześniejsze uczcucie paniki, które zawładnęło moim ciałem, bezpowrotnie zniknęło. Nie pamiętałam już nawet, co było jego źródłem. Westchnęłam uszczęśliwiona i uniosłam wzrok. Natrafiłam na te piękne zielone oczy, które rzuciły na mnie czar już od samego początku naszej znajomości.

- Dasz radę, prawda? Ja wiem, że dasz - szepnął z uśmiechem.

  Spojrzałam na niego zaskoczona.

- Harry, nie rozumiem... Z czym sobie poradzę? - zapytałam, czując strach czający się w mojej podświadomości.

- Kocham cię. - mruknął tylko, po czym cmoknął mnie w nos. - Zawsze o tym pamiętaj.

- Harry? - jęknęłam piskliwie z przerażeniem obserwując, jak jego obraz zaczyna się rozmywać. - Harry!

    Poczułam jak wypuszcza mnie z rąk. Zaczęłam spadać w dół w bardzo szybkim tempie. Krzyczałam, ile sił w płucach, wołałam ukochanego - bez skutku. Zaraz miałam roztrzaskać się o ziemię i nie nie mogło już tego odwrócić. Nagle usłyszałam jak ktoś mnie woła. Przez świst powietrza i własny krzyk, przedzierało się desperacko moje imię.

- Lily, obudź się! - usłyszałam, po czym z przerażeniem otworzyłam oczy.

   Oddychałam szybko, a serce tłukło się w mojej piersi jak oszalałe. Zamrugałam, by wyostrzyć widzenie i zoabczyłam zaniepokojoną twarz Jake'a, który się nade mną nachylał.

- Och - jęknęłam tylko, uświadamiając sobie, gdzie jestem i co się właśnie stało.

   Znajdowałam się na szpitalnym korytarzu pod OIOMem i chyba właśnie zasnęłam na krześle. Po chwili spadła na mnie jeszcze gorsza prawda. Harry miał wypadek, a jego stan jest krytyczny. Poczułam łzy zbierające się pod powiekami. Bohatersko je powstrzymałam, po czym przeniosłam wzrok na przyjaciela, który najwyraźniej coś do mnie mówił.

- Słucham? - zapytałam z roztargnieniem, siadając pionowo i odgarniając włosy z czoła. - Mówiłeś coś?

- Pytałem, czy wszystko w porządku. - odpowiedział, patrząc na mnie z troską. - Krzyczałaś, wołałaś Harry'ego...

   Przełknęłam ślinę.

- Och... To był tylko zły sen, wszystko w porządku. - szepnęłam, po czym rozejrzałam się dookoła.

   Nic się nie zmieniło. Jamie siedziała na krześle na przeciwko mnie, a w ręku trzymała kubek z kawą ze szpitalnego automatu. Uśmiechnęła się do mnie blado, a ja z nie małą trudnością odwzajemniłam uśmiech. Zauważyłam, że ma na sobie inne ubrania i jest inaczej uczesana. Przeniosłam wzrok na przyjaciela; on również musiał się przebrać. Dziewczyna chyba zauważyła te moje ukradkowe spojrzenia, bo powiedziała:

- Jeździeliśmy na zmianę. Nie chcielismy cię zostawiać. Ty też powinnaś się ogarnąć, przespać w kulturalnych warunkach... - Pokręciłam głową, zaciskając usta.

- Lily, nie możesz tak tu siedzieć jak pies - dodał Jake. - Jamie na rac...

- O mój Boże! - wrzasnęłam, prostując się gwałtownie. - Dexter!

- Kto taki? - Nie zrozumiała dziewczyna.

   Poderwałam się na równe nogi, po czym podniosłam torebkę z ziemi. Byłam przerażona, co ten biedny pies robił tam sam przez tyle godzin? Na pewno był głosdny i potrzebował wyjść na dwór.

- Muszę jechać - powiedziałam tylko. - Jake, pożyczysz mi samochód?

   On najwidoczniej zrozumiał, o czym mówię, bo bez słowa wyjął kluczyki z kieszeni i mi je podał.

- Wrócę za godzinę - rzuciłam na odchodnym, po czym ruszyłam w kierunku wyjścia.

- Lily! - zawołał za mną Jake. Przystanęłam. - Zostań w domu. Wyśpij się, przebierz. My tu będziemy. Przyjedziesz rano. Jeśli coś będzie się działo, zadzwonię.

   Zawahałam się, ale po chwili kiwnęłam głową. Odwróciłam się, po czym zaczęłam iść szybkim krokiem w kierunku głównych drzwi. Stukot moich obcasów odbijał się echem od ścian. Nadal miałam na sobie strój, który założyłam sprecjalnie na kolację... Po drodze rzuciłam okiem na zegar, wiszący nad recepcją. Było po pierwszej w nocy. Cholera... Przyspieszyłam. Wypadłam przed szpital i natychmiast pobiegłam w kierunku parkingu. Zaczęłam wzrokiem szukać samochodu Jake'a. Po kilku sekundach wypatrzyłam czarną Hondę i ruszyłam w jej kierunku. Dziękowałam Bogu, że posłuchałam Harry'ego i w maju zrobiłam sobie prawo jazdy. Sama właściwie nigdzie nie jeździłam, nie miałam nawet własnego auta, ale w tej chwili bez tego musiałabym tułać się w nocy po Nowym Jorku i szukać taksówki. Wsiadłam do pojazdu, zapuściłam silnik, po czym ruszyłam, myśląc tylko o tym, aby jak najszybciej dostać się do domu Harry'ego.

  Po dwudziestu minutach jazdy byłam na miejscu. Zaparkowałam na małym podjeździe, po czym wysiadłam. Rozejrzałam się, a przez moje ciało przeszedł dreszcz. Noc była chłodna, a poza tym czułam się bardzo nie pewnie, stojąc w środku nocy całkiem sama. Odetchnęłam głęboko, po czym ruszyłam w kierunku domu. Wygrzebałam z torebki kluczyki, które kiedyś dał mi Harry. Powiedział, że mogę wpadać, kiedy chce i mam się czuć jak u siebie w domu. Och, dlaczego ja nie przyjechałam do niego, kiedy był chory? Nie doszłoby do tego strasznego wypadku. Otarłam z policzka jakąś zbłąkną łzę, po czym weszłam do środka. Zapaliłam światło na przedpokoju i zamknęłam za sobą drzwi. Dexter natychmiast wybiegł z pokoju Harry'ego, aby się ze mną przywitać.

- Cześć, kochany - powiedziałam, po czym przyklęknęłam, aby go pogłaskać. Polizał mnie po twarzy, merdając ogonem. - Gdzie masz smycz? Najpierw wyjdziemy na dwór, bo pewnie już nie mozesz wytrzymać.

  Pies szczeknął rozradowany, jakby zrozumiał każde moje słowo. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Smycz leżała na szafce do butów. Podniosłam ją i przypięłam do obroży Dextera, po czym ruszyłam z nim do tylnego wyjścia, które znajdowało się w kuchni. Zapaliłam światło na ganku, po chwili wychodząc na dwór. Dexter szedł grzecznie, co chwila przystawając i obwąchując trawę, czy patyki. Załatwił swoje potrzeby fizjologiczne, a ja ze skruchą powiedziałam:

- Przepraszam, ale nie spuszczę cię teraz, bo jest ciemno i szczerze, to boję się, że mi uciekniesz.

   Czworonożny przyjaciel zamerdał ogonem, jakby chciał powiedzieć, że nic się nie stało. Westchnęłam i ruszyłam z powrotem w stronę domu. Zamknęłam tylne drzwi na klucz, po czym odpięłam smycz. Dexter natychmiast podbiegł do pustych misek.

- Już, już, momencik - powiedziałam szybko, zastanawiając się, gdzie Harry trzyma karmę dla niego. Po przeszukaniu kilku szafek znalazłam ją na samym dole. Wsypałam ją do jednej miski, a do drugiej wlałam świeżej wody.

   Pies z wdzięcznością rzucił się na jedzenie. Obserwowałam go przez chwilę, ale potem stwierdziłam, że czas się zbierać. Poklepałam go po łebku, po czym ruszyłam w stronę drzwi. Natychmiast przybiegł za mną i patrzył, jak zakładam buty. W jego oczach widziałam zdziwienie i... żal? Chwyciłam za klamkę, ale po chwili przypomniało mi się jak Harry bardzo nie lubił, kiedy Dexter zostawał sam. Pociagnęłam nosem, by po chwili ponownie skierować wzrok na goldena.

- Och... Poczekaj na mnie. Za nie długo wrócę, pojadę tylko po rzeczy. - odezwałam się, po czym wyszłam przed dom. Szybkim krokiem ruszyłam do auta. Już miałam dość tych szpilek, stopy niemiłosiernie mnie bolały.

    Wsiadłam do auta, starając się nie myśleć o tym dziwnym śnie, który cały czas nie dawał mi spokoju. To wygladało tak, jakby Harry się ze mną pożegnał.

Kocham cię. Zawsze o tym pamiętaj.

Pamiętam, kochany. Pamiętam.

***

   Od razu po podjechaniu na podjazd do swojego domu, zauważyłam, że stoi tam już samochód moich rodziców. Zadrżałam, ale mimo to dzielnie wysiadłam z auta. Nie obchodziło mnie w chwili obecnej, czy będą robili mi jakieś awantury. Pewnie wzięłam za klamkę frontowych drzwi. Były otwarte. Wparowałam do środka i nie ogladając się na nic, wbiegłam od razu na górę. 

- Chwileczkę! - usłyszałam za sobą głos matki oraz tupot jej pantofli. - Co to ma znaczyć? Jak ty wyglądasz?! 

    Starając się ogłuchnąć, wpadłam do swojego pokoju po drodze zrzucając szpilki z nóg. Zamknęłam za sobą drzwi na klucz. Rodziece zaczęli w nie walić i krzyczeć. Podeszłam do szafy i jednym szarpnięciem wyciągnęłam z niej torbę podróżną. Zaczęłam miotać się po pokoju i ładować do niej przypadkowe części mojej garderoby. Wrzuciłam kilka par spodni, kilka koszulek oraz bluzę i sweter. Naładowałam tam jeszcze bielizny, po czym poszłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie ubrania i weszłam pod prysznic. Nie miałam nawet czasu, aby zaczerpnąć jakiejkolwiek przyjemności z tej kąpieli. Momentalnie się spłukałam, namydliłam i ponownie spłukałam. Nie myłam włosów, związałam je wcześniej w wysokiego koka na czubku głowy. Wyszłam na mały dywanik przed kabiną i zaczęłam się wycierać. Założyłam na siebie bieliznę, po czym podeszłam do lustra. Krzyknęłam cicho. Wyglądałam okropnie. Łzy, które wcześniej płynęły po mojej twarzy, zostawiły na niej resztki rozmazanego makijażu. Na policzkach miałam ciemne strużki, a moje oczy wygladały, jakby ktoś je podbił. Złapałam płyn do demakijażu oraz jednorazowy wacik i zaczęłam doprowadzać się do porządku. Wyszczotkowałam jeszcze zęby i zabrałam się za rozczesywanie włosów. Nie było to zbyt proste, bo miałam gigantyczne kołtuny. Po kilku minutach szarpania się ze splątanymi kosmykami w końcu mi się udało. Zaplotłam warkocz, po czym założyłam na siebie ciemne dżinsy, szarą, zwykłą koszulkę i narzuciłam na siebie bluzę. Wzięłam z półki kilka najpotrzebniejszych przyborów i kosmetyków, po czym podążyłam z nimi do pokoju. Wrzuciłam je do torby, by po chwili zarzucić ją na ramię. Z półki przy łożku zabrałam jeszcze ładowarkę do telefonu, schowałam ją do kieszeni, po czym wzięłam głęboki oddech i stanęłam przed drzwiami.

- Otwieraj te drzwi, bo wezwiemy ślusarza! - wrzasnęła histerycznie mama, waląc pięścią w drzwi.

   Chcąc, nie chcąc - posłuchałam jej. Przekręciłam klucz w drzwiach i stanęłam przed rozwścieczonymi rodzicami.

- Doigrałaś się! - warknął ojciec, grożąc mi palcem. - Co ty wyprawiasz, co to za torba?!

- Wyprowadzam się - mruknęłam, po czym natychmiast ugryzłam się w język. Przecież miałam się nie odzywać.

- Słucham? - uniosła się mama, idąc za mną po schodach. - Może mi jeszcze powiesz, że do tego łachmyty?!

    Momentalnie zalała mnie fala gniewu, którą tak bardzo starałam się powstrzymać. Odwróciłam się, choć byłam już przy drzwiach.

- Nie masz prawa tak o nim mówić, rozumiesz?! - krzyknęłam, nie panując już nad sobą. - Nie masz prawa! Jest sto razy lepszym człowiekiem niż wy obydwoje razem wzięci. Wczoraj miał wypadek i może umrzeć. Kocham go! Chcę przy nim być. A ty to po prostu uszanuj.

   Wybiegłam z domu, czując łzy spływające po policzkach. Otworzyłam drzwi od strony pasażera i wrzuciłam torbę na siedzenie. Już miałam wsiadać za kierownicę, gdy nagle zauważyłam mamę, która owinięta w szal biegła w moją stronę. Nastawiłam się już na kolejną dawkę krzyku, ale ona tylko zatrzymała się kilka metrów ode mnie i po raz pierwszy w życiu spojrzała na mnie inaczej. Bez surowości i nagany w oczach. Teraz widziałam tam żal... nieme przeprosiny. Zrobiła dziwny gest w moją stronę, ale nagle odwróciła się na pięcie i ruszyła z powrotem domu. Zszokowana stałam przy samochodzie dłuższą chwilę. Kiedy w końcu zajęłam miejsce kierowcy i otarłam łzy, usłyszałam, że telefon w mojej torebce zaczął dzwonić. Zamarłam. Trzęsącymu się dłońmi sięgnęłam po małe urządzenie. Na wyświetlaczu zauważyłam numer Jake'a.

- H...Halo? - szepnęłam ledwosłyszalnie, przyciskając telefon do ucha. Słyszałam odgłosy szpitalnego korytarza. Ktos biegł.

- Lily? - W głosie przjaciela wyłapałam strach. - Obiecałem, że zadzwonię, jak będzie się coś działo... i... po prostu przyjedź.

    Telefon wysunął mi się z ręki. W tempie błyskawicy odpaliłam silnik i ruszyłam z piskiem opon.
_____________________________
Hej!

Zobaczcie, jak szybko Melosia wyrobiła się z rozdziałem. W dziesięć dni! :D Mam pewne ambicję i jeśli chce je wprowadzić w życie muszę się sprężać. Albowiem chcę w dzień dodania prologu, dodac epilog. To chyba będzie bodajże 16 luty. :) W planach mam jeszcze jakieś 3-4 rozdziały, więc trzymajcie kciuki, żebym zdążyła.

W ogóle... Jak ja się rozstanę z tym opowiadaniem? Kocham tych bohaterów, a tu już zbliża się koniec. Hm, może pomyślę nad drugą częścią?

Co do rozdziału: matkę dziewczyny chyba sumienie ruszyło... Ale nieważne. Miejcie nadzieję, że Lily zdąży.

Pozdrawiam i do następnego! ;*

PS. Cudowny szablon, prawda? ^^

12 komentarzy:

  1. "Jak napiszę ten rozdział to będziesz wiedziała co dalej"
    Przeczytałam i wiesz co?
    NADAL NIC NIE WIEM
    Bardziej to mnie zmartwiłaś niż pocieszyłaś tym rozdziałem.
    Przez cały czas czytając go miałam wrażenie, że z Harry'm będzie tylko gorzej. Może Jake specjalnie kazał jej wrócić do domu? Może wiedział co się będzie dalej działo? Ale w sumie nie zadzwonił by wtedy do Lily.
    Dexterek taki kochany nie wie co się dzieje. On jest najbardziej prawdomówny w opowiadaniu. Wiadome jest przynajmniej co o tej całej sprawie myśli <3
    Co mi pozostaje z wyjątkiem domyślania się i sprzedawania Twoich organów?
    Czekanie na nn <3
    TYM RAZEM ŚCISKAM I POZDRAWIAM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. TEŻ NIC NIE WIEM.
      Dexterek jest kosiany! <3
      ZOSTAW MOJE ORGANY W SPOKOJU!
      Dziękuję ślicznie za opinię! ;*
      Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Melodio, JEŚLI CHCESZ ŻYĆ, to musisz zrobić wszystko, by Harry przeżył. :)

    Początkowo chciałam się cieszyć, że z Harrym wszystko w porządku, potem chciało mi się płakać, że umarł, a potem z wielką ulgą westchnęłam. Jak Ty możesz tak robić?! To był sen, a nijak go nie wyróżniłaś. Specjalnie, prawda?! Żebyśmy się bały i miały złe myśli! Ależ Ty okrutna!
    Dobrze, że to tylko sen. Ja cały czas mam nadzieję, że
    wszystko dobrze się skończy. Nie wyobrażam sobie innego zakończenia!
    To cudowne, że Lily pomimo tego wszystkiego pamiętała o ukochanym psie Harrego. To pokazuje, że bardzo kocha swojego chłopaka. Pojechała i zajęła się pieskiem. Bardzo mi się to spodobało. :)
    Mamę ruszyło sumienie? Gdyby nie wiedziała, że Harry umiera, to cały czas taka by była. No, ale lepiej późno niż wcale.
    Jake nie powiedział co się dzieje. Mam nadzieję, że chodzi o to, że wydarzy się cud! Bo Ty nie możesz go zabić, rozumiesz?! :( A Lily na pewno zdąży! To opowiadanie, ono musi dobrze się skończyć. Melodio, błagam! :( W taką rozpacz mnie wprowadzasz, noo. :(
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... Chcę żyć. Chcę też, żeby Harry żył. Ale co ja mogę?! To on miał wypadek i ja nie jestem cudotwórcą!
      Ha, zmyliłam Was. xd Gdybym dała sen pochyłą czcionką to nikt by się tak nie stresował.
      Mi też bardzo podobała się scena z Dexterkiem. ^^ Lily naprawdę bardzo ładnie się zachowała.
      No cóż, może mama dziewczyny coś zrozumiała? Dotarło do niej, że jest walnięta? xd Któż wie!
      Siebie też załamuję, nie przejmuj się!
      Dziękuję ślicznie za opinię! ;*
      Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Od jakiegoś czasu czytam Twoje opowiadanie i muszę, z przykrością, przyznać, że to Twój najgorszy rozdział. Nie robię tego z żadnej złośliwości. Nie mam zastrzeżeń do Twojego języka, chociaż wydaje mi się, że we wcześniejszych rozdziałach pisałaś barwniej, lepiej. Mam jednak zastrzeżenia co do historii, ten rozdział jest dla mnie nieżyciowy! Po pierwsze, kto dałby roztrzęsionej dziewczynie, która ledwo daje radę siedzieć na krześle ze zmęczenia, kluczyki do samochodu? Gwarantuję Ci, że skończyłoby się to wypadkiem, tym bardziej, że NY to dość ruchliwe miasto. Dwa, chłop jej umiera, a ta olśnienia dostała, że pies siedzi sam w domu i pojechała sobie z nim pospacerować? Dobra, tu jestem jeszcze w stanie to kupić, chociaż uważam że Jake powinien podwieźć ją do domu i pojechać do Dextera. Totalnie nie kupuję zachowania dziewczyny, która najpierw spokojnie się myje, a potem nagle "wyprowadzam się", a rodzice postanowili przestać się dobijać? Tego również nie przemyślałaś- rodzice pierwsze co widząc zapłakana córkę wyglądająca lekko na wczorajszą, której widać na oko coś się przytrafiło nie pozwalają jej zamknąć się w pokoju tylko próbowali by pogadać, dowiedzieć się co się stało. Przecież ją kochają. I nawet nie popierając jej związku z Harry'm, nie wiem kim by musieli być by nie próbować jej wesprzeć. Myślałam, że właśnie w tym momencie przełamiesz tę ich niechęć- bo ludzie w takich chwilach, gdy ktoś jest bliski śmierci wybaczają winy. I skąd w ogóle pomysł wyprowadzki? Naprawdę gdyby Twój ukochany umierał wpadłabyś na pomysł uciekać z domu? Jeszcze jedno- bardzo ważne w odniesieniu do notki poprzedniej, w przypadku sepsy jednym z postępowań nieuzupełniających poza opanowaniem zakażenia i niewydolności narządów jest właśnie przetoczenie krwi, tym bardziej, że podczas wypadku stracił wiele krwi.
    Moja rada, żeby to co piszesz było prawdziwe - jeśli czegoś nie wiesz- sprawdź, wystarczy wpisać w google i się dowiedzieć.Dbaj o autentyczność, piszesz o życiu a nie science fiction.
    Pozdrawiam, Lena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze? Ostatnio sama zauważyłam, że pisanie zamiast lepiej, idzie mi coraz gorzej. Nie wiem, co jest tego przyczyną, może za bardzo idealizuje niektóre wydarzenia i robię za bardzo tak jak mi pasuje niż tak jak powinno być.
      Jeśli chodzi o danie kluczyków przez Jake'a myślę, że sam o tym nie pomyślał i po prostu udostępnił jej auto. Hm, co do Dextera, myślę, że gdyby miała spacerować spokojnie to poszłaby z nim na pół godziny, a nie na pięć minut na kilka kroków po trawniku w tę i z powrotem. Dalej - nie myła się spokojnie, spieszyła się jak tylko mogła. Poza tym to nie była wyprowadzka, aby rodzicom zrobić na złość. Wpadła na to, że przeniesie się do Dextera na czas pobytu Harry'ego w szpitalu przed dotarciem do własnego domu. Nie wiedziała nawet, że jej rodzice są w domu, przecież w poprzednim rozdziale wyjechali i nie prędko mieli wrócić. Także, troszkę inaczej to zrozumiałaś niż miało wygladać, za co biorę całą odpowiedzialność. Do mnie należy przedstawienie wydarzeń, tak aby były wiarygodne i zrozumiałe.
      Ah, jeszcze co do tej krwi - jeśli osoba ma wysoką gorączkę, krwi nie można przytoczyć. W bliskiej rodzinie miałam taki przypadek i po prostu lekarze powiedzieli, że jeśli temperatura jest wysoka krew może się nie przyjąć.
      Dziękuję za zwrócenie uwagi, w następnym rozdziale bardziej się postaram.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Cieszę się, że odebrałaś to motywująco. Jako czytelnik tak odebrałam te zdarzenia w jej domu- powinno być bardziej dynamicznie i trochę inaczej. Czasami jak się pisze, Ty wiesz jak ma scena wyglądać i taką ją widzisz. Może warto odłożyć napisany fragment na 3 dni i potem wrócić? próbowałaś tak? A za lekarzami nie trafisz ;) Nie zniechęcaj się :)

      Usuń
    3. Nie mam zamiaru się zniechęcać. c;
      Cieszę się, kiedy ktoś zwraca mi uwagę, wtedy wiem, co powinnam poprawić.

      Usuń
  4. OMG, jak Ty tak możesz? Czemu nic się nie wyjaśniło już teraz? Nie wytrzymam do następnego!
    Omg, czytałam początek i myślałam, że ten sen jest prawdziwy, byłoby tak pięknie! Why?!
    Jakie to kochane, że Lily pomyślała o Dexterku! :3 Dobrze, że postanowiła się nim teraz zaopiekować.
    Czyżby jej matkę coś ruszyło? Hm, no ciekawe, zobaczymy co będzie robić później!
    Boże, co sie teraz dzieje?! Mam nadzieję, że Harry się obudził i jest lepiej! Musi tak być!
    Czekam na następny, pisaaj! <3
    Pozdrawiam ;*
    PS. Sto laaat :** <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgodze sie z osobą powyżej ;) rozdział genialny, normalnie RYCZE w tym momencie, jesteś okropna, czemu nic teraz nie wyjaśniłaś ?!?!?!?! Jestem zawiedziona i zrozpaczona :'(

    OdpowiedzUsuń
  6. Jesteś okropną osobą bez uczuć. Albo masz tych uczuć zbyt wiele i wlewasz je w opowiadanie? Nieważne co Tobą kieruje, to nie upoważnia Cię do pisania... tego, no! Ja wiem. Wiem, że to Twoje opowiadanie. Wiem, że już jest skończone, więc obojętnie co dalej będzie się działo, nie mam na to kompletnego wpływu. Wiem, że nawet jakby nie było zakończone, też gówno miałabym do powiedzenia. Wiem, że Ty jesteś autorką, a ja nędznym czytelnikiem, ale wiesz co? Mam to wszystko w dupie. Nie mogę uwierzyć coś ty dziewczyno zrobiła, poważnie. I może dramatyzuje, może. Wali mnie to. Mam prawo!
    A teraz idę w swój kąt smutku i będę beczeć jak małe dziecko.
    Do widzenia.

    *Po chwili namysłu i kilku głębszych wdechach*
    Coś mnie tu nie gra. Czy jej rodzice nie powinni jakoś... Inaczej zareagować? Widzą dziewczynę w opłakanym stanie i jedyne o czym myślą, to o krzykach i awanturach? Wydaje mi się, że w takiej sytuacji bardziej powinni się o nią martwić, niż na nią krzyczeć. W szczególności, że nie wiedzieli na początku co się stało. Mogła zostać napadnięta, zgwałcona, mieć wypadek, cokolwiek, no...
    Natomiast spodobało mi się, że mimo sytuacji w jakiej się znajdowała Lily pomyślała o psiaku. Dexter jedną z nielicznych i bardzo ważnych istot dla Harrego. Chociaż przyznam, że pomysł z roztrzęsioną i osłabioną dziewczyną za kółkiem nie był dobrym pomysłem. Dobrze, że nic jej się nie stało, bo jakby oboje później leżeli w szpitalnym łóżku czy na bloku operacyjnym, to miałybyśmy spore nieprzyjemności, moja droga.
    Strasznie nie podoba mi się to zakończenie. Skoro już do niej zadzwonił mógł w chociaż pięciu słowach powiedzieć co jest grane, zamiast nadaremnie martwić i dziewczynę i nas! Na szczęście (chociaż nie mam prawa się z tego cieszyć...) jako nieliczna z czytelniczek, mogę natychmiast przystąpić do czytania następnego rozdziału. I o matko, mam nadzieję, że wszystko się ułoży. Że jakoś zbiją tą cholerną gorączkę i przytoczą mu tej krwi do żył!

    Pozdrawiam, weny
    Mei.

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy