środa, 11 lutego 2015

17

- Lily -

    Minęło kilka godzin od mojego pobytu u Harry'ego. Było już coś koło południa. Siedziałam na podłodze, opierając się plecami o ścianę, bo miałam już dosyć tych nie wygodnych, szpitalnych krzeseł. Zakrywałam twarz dłońmi, gdyż przez okno na korytarzu wpadały do środka wesołe promienie słońca. Nie spałam już przez długi czas i tak jasne światło podrażniało moje oczy. Bolała mnie głowa, było mi nie dobrze z głodu, ale jednocześnie wiedziałam, że nic nie przełknę. Jake i Jamie pojechali przed siódmą do domu, żeby się przespać. Właściwie to sama ich wygnałam. Obiecali, że wróca najszybciej jak to będzie możliwe i przywiozą mi coś do jedzenia. Nie protestowałam, nie miałam na to siły. Poprosiłam ich tylko, aby zajrzeli do Dextera i troszę z nim posiedzieli. Od razu się zgodzili. Dałam im klucze, po czym usiadłam pod tą ścianą i tak już siedziałam. Nie płakałam , wydawało mi się, że już po prostu nie mam czym płakać. Przez ostatnie godziny wylałam tyle łez, jak jeszcze nigdy dotąd. Skuliłam się w kłębek, bo po moich plecach przebiegł zimny dreszcz. Powinnam się chyba przesiąść na krzesło, ale moje plecy już nie wytrzymywały siedzenia na nich. Nagle w oddali usłyszałam czyjeś szybkie kroki. Podniosłam gwałtownie głowę i spojrzałam w kierunku, skąd dochodził stukot obcasów. Sekundę po tym tego pożałowałam. Z moich oczu wypłynęły łzy pod wpływem tak jasnego słońca. Odwróciłam głowę i zaczęłam mrugać, aby pozbyć się tych jasnych mroczków. Usłyszałam, że ktoś się przy mnie zaytrzymał. Ponownie podniosłam głowę, obcierając policzki i mrużąc powieki.

- Nie potrzeba ci czegoś, kochanie? - zapytała pani Gravel, bo to właśnie ona do mnie podeszła.

- Nie, nie - zaprzeczyłam szybko, po czym podniosłam się z podłogi. Otrzepałam spodnie i spojrzałam na nią błagalnym wzrokiem. - Wiadomo już coś? 

   Kobieta westchnęła. 

- Dopiero przyszłam na swoją zmianę. Zaraz się czegoś dowiem - obiecała, po czym potarła mnie dłonią po ramieniu, aby dodać mi otuchy. Spróbowałam się uśmiechnąć, ale chyba wyszedł z tego jakiś straszny grymas. 

   Pielęgniarka szybkim krokiem weszła na OIOM, a ja znowu zostałam sama. Rozejrzałam się naokoło. Byłam bezradna, mogłam tylko tak tu tkwić i czekać. Czekać na cud. Powolnym krokiem podeszłam do okna i spojrzałam na to piękne słońce. Oczy natychmiast zaszły mi łzami, ale nie chciałam się odsuwać. Promienie przyjemnie grzały przez szybę moją twarz. Poza tym tylko ta jasność kojarzyła mi się z jakąkolwiek nadzieją. Z tym, że Harry wyzdrowieje. Że znowu do mnie wróci. 

- Pani Gravel -

   Kiedy zoaczyłam Lily siedzącą na tej podłodze, serce mi się ścisnęło. Tkwiła tu cały czas, na krok nie odstępując sali Harry'ego. Wyglądała okropnie. Była blada jak ściana, tylko czerwone obwódki naokoło oczu świadczyły o tym, jak długo musiała płakać. Ponownie westchnęłam i podeszłam do Emily, która dzisiaj dyżurowała na OIOM-ie. Przywitała się grzecznie, a ja się do niej uśmiechnęłam. Była nowa, pracowała u nas dopiero od miesiąca i widziałam, że stresuje się każdym nowym wzywaniem, gdyż w naszym szpitalu panowały troszkę inne zasady niż w poprzednim, w którym pracowała. 

- Jakieś zmiany? - zapytałam, patrząc w kartę, która musimy wypełniać. 

- Niestety nie - odrzekła, patrząc na mnie ze smutkiem. Potem swój wzrok przeniosła na nieprzytomnego Harry'ego, który leżał w łóżku nieopodal. - Widziałam tę dziewczynę pod salą... Tak strasznie mi ich szkoda. Historia, jak z jakiegoś filmu, prawda? 

- Oj, prawda, dziecko, prawda - pokiwałam głową, po czym mój wzrok przykuło coś dziwnego. Szybkim krokiem podeszłam do łóżka Harry'ego, po czym przyłożyłam mu dłoń do czoła.

- Emily... - powiedziałam powoli. Widziałam, że ze strachem zerwała się z krzesła. - O której ostatnio mierzyłaś mu gorączkę? 

- O matko... - zacukała się młoda dziewczyna. - Jakieś trzy godziny temu. 

- Ile miał? - zapytałam, starając się ukryć irytację. Powinna sprawdzać temperaturę jego ciała minimum, co pół godziny. 

- Tyle co wczoraj, czterdzieści i sześć kresek - odrzekła zawstydzona. Chyba zorientowała się, jaki błąd popełniła. 

    Wzięłam termometr, który leżał na szafce obok jego łóżka, po czym zbliżyłam go do jego czoła. Był to termometr na podczerwień, więc wszystko trwało tylko chwilę. Serce zabiło mi mocniej, kiedy na malutkim wyświetlaczu zobaczyłam 37,9°C. Kamień spadł mi z serca. Gorączka diametralnie spadła. Dobrze zauważyłam, że chłopak nie ma już takich wypieków i oddycha dużo spokojniej. Oddałam termometr nadal zawstydzonej Emily i wybiegłam na korytarz. Lily stała przy oknie, wystawiając twarz do słońca. Kiedy usłyszała kliknięcie, towarzyszące zamykaniu potężnych drzwi OIOM-u natychmiast przeniosła na mnie wzrok. Uśmiechnęłam się do niej najszczerzej jak potrafiłam. Jej oczy pojaśniały.

- Gorączka spadła - szepnęłam, kiwając radośnie głową. - Teraz już wszystko powinno być dobrze. Nareszcie możemy podać mu krew!

     Dziewczyna zakryła usta dłonią. Z jej oczu popłynęły łzy, widziałam, że się uśmiecha. Przyklękneła, obejmując się ramionami. Czułam się cudownie, móc przynieść jej tak radosną nowinę. Wiedziałam, że to, co ona teraz czuje jest nie do opisania. Oparłam się plecami o drzwi, bo poczułam się nagle bardzo zmęczona tym wszystkim. Pojedyncza łza radości spłynęła mi po policzku i skapnęła na podłogę, a słońce zaświeciło tak jakby jaśniej.


Kilka dni później

- Lily -


    Siedziałam przy łożku Harry'ego z napięciem wpatrując się w jego twarz. Zaraz po tym, jak spadła mu gorączka dostał kilka jednostek krwi, lecz mimo to nadal się nie budził. Z coraz większym zdenerwowaniem pytałam lekarzy, dlaczego tak długo to trwa. Odpowiadali, że nie powinnam się denerwować, gdyż jego organizm jest wycieńczony chorobą i po prostu musi jeszcze wypocząć. Wcale mnie to nie uspokoiło, cały czas bałam się, że zapadł w jakąś śpiączkę, a oni się na tym po prostu nie poznali. Przetarłam twarz dłońmi. Spałam po kilka godzin dziennie na krześle na korytarzu albo w dyżurce u pielęgniarek, jeśli pani Gravel miała dyżur. Jeśli nie - cóż albo siedziałam przy Harrym albo zostawały mi te straszne krzesła. Nie chciałam wychodzić ze szpitala, do swojego domu czy domu Harry'ego miałam po prostu za daleko, żeby się tu zjawić na czas w razie czego. Jakie i Jamie przyjeżdżali do mnie kilka razy dziennie, przywozili jedzenie, meldowali, co u Dextera. Przyniosłam sobie ubrania na przebranie i umyłam się jakoś w tutejszej łazience dla pacjentów. Ponownie dzięki pomocnej pani Gravel.

    Spojrzałam w okno. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Harry leżał już tutaj od około tygodnia. Nie mogłam uwierzyć w to, co działo się w moim życiu przez ostatnie dni. Nigdy wcześniej nie doświadczyłam tak wielkiego stresu. Z rodzicami się nie kontaktowałam, nie wiem, może i do mnie dzwolnili. Moja komórka leżała gdzieś pod fotelem kierowcy w samochdzie Jake'a. Zapomniałam ją po prostu ze sobą zabrać. Była mi przez ostatnie dni najmniej potrzebna. Nagle usłyszałam po swojej prawej stronie jakiś ruch na łóżku. Gwałtownie odwróciłam głowę. Zauważyłam jak chłopak się zmarszczył i delikatnie poruszył ręką. 

- Harry? - wyszeptałam, wpatrując się w jego bladą twarz jak zaczarowana.

    Zamrugał powiekami, po czymjego spojrzenie spoczęło na mnie. Łzy ulgi i wzruszenia wypłynęły mi z oczu. Pogłaskałam go delikatnie po policzku, a on nadal patrzył na mnie ze zdziwieniem. Widziałam, że próbuje sobie wszystko poukładać.

- Hej - szepnęłam przez łzy. - Tęskniłam za tobą.

     Uśmiechnął się do mnie blado, a w jego oczach zobaczyłam zrozumienie. 

- Przepraszam - wychrypiał, oblizując spierzchnięte wargi. - Zachowałem się jak idiota, nie idąc do lekrza.

- Cii... - powiedziałam szybko, odgarniając mu włosy z czoła. - Nic nie mów. 

   Rozejrzał się dookoła, po czym ponownie zwrócił na mnie swój wzrok.

- Długo tak tutaj leżę, Lilijko? - zapytał, próbując unieść się na poduszkach. Momentalnie się skrzywił. 

- Ej, ej, ej! - zawołałam natychmiast, delikatnie powstrzymując go rękami. - Nie masz prawa wstawać. Masz złamane kilka żeber, a do tego ta straszna rana jeszcze ci się jeszcze nie zagoiła, kochaie. Jesteś tu już około tygodnia... Nawet nie wiesz...

   Spuściłam głowę. Na wspomnienie tych wszystkich strasznych godzin, moją twarz wykrzywił mimowolny grymas rozpaczy. Nagle poczułam, jak delikatnie unosi moją głowę. Patrzyłam na jego bladą, wymęczoną twarz przez łzy. 

- Hej - powiedział cicho. - Już jestem z tobą. I nigdzie się nie wybieram. Nie płacz, słońce.

    Nie potrafiłam go posłuchać. Szlochając, wstałam i najdelikatniej jak potrafiłam go objęłam. Odwzajemnił uścisk jedną ręką, drugą miał usztywnioną w gipsie. Płakałam mu w ramię kilka minut. Widok jego oczu i dźwięk głosu były w tatmej chwili najcudowniejszymi doznaniami w moim życiu. Po tylu dniach samotności, wreszcie mogłam go przytulić. W końcu mogłam z nim porozmawiać. Nikt nigdy nie jest w stanie sobie wyobrazić, jakie cudowne było to uczucie. 

- Kocham cię - załkałam, wtulając nos w jego szyję. 

- Ja ciebie też - powiedział cicho, gładząc mnie po plecach. 
________________________________________________
Witajcie!

No to mamy kolejny rozdział. Już ostatni na tym blogu... Za 10 dni, 21 lutego pojawi się tutaj epliog. Ukaże się w ten sam dzień, w który opublikowałam prolog rok temu. :') Jejku, nie mogę uwierzyć jak szybko to zleciało... No ale, okej życiowych rozkmin możecie spodziewać się pod epiolgiem. Będzie tam też również niespodzianka! <3

Co do rozdziału... Ja czuję tę samą ulgę, co Lily. Wiecie, że do samego końca nie wiedziałam, jak to będzie? Cały czas się wahałam, ale w końcu stwierdziłam, że jeśli zabije Harry'ego to sama się potem długo nie pozbieram. Naprawdę bardzo, bardzo przywiązuję się do swoich bohaterów. :c

Mam nadzieję, że wszyscy jesteście zadowleni! <3

Pozdrawiam!

9 komentarzy:

  1. Hej kochana! :*
    To naprawdę już ostatni rozdział? ;o Jak to szybko zleciało... Ale z jednej strony dobrze, że to już koniec, bo chociaż mogę odetchnąć z ulgą, już pewna na 100%, że Harry będzie żył. :) Długo nas przytrzymywałaś w tym stresie i niepewności i muszę przyznać, że było to ciekawe doznania, dostarczyłaś tym wiele, różnych emocji. :) Cieszę się, że wreszcie mogę być spokojna. Dobrze zrobiłaś, ratując Harrego. Dziękuję Ci za to. Ja oczywiście, jak najbardziej jestem zadowolona! <3 Bardzo się cieszę, że zakochani wreszcie znów są razem. Lily nareszcie jest szczęśliwa i spokojna, ja również czuję tę ulgę, co ona. Rozdział jest cudowny, to oczywiste. Piękny, dobrze napisany i radosny (wreszcie). Ech, co tu więcej dodać. Naprawdę bardzo się cieszę! :)
    No to czekam teraz na epilog. :( Tam się pewnie rozpiszę,haha. :D Jestem ciekawa tej niespodzianki. Czyżby nowe opowiadanie, haha? :D
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wierze że to juz ostatni rozdział ;( a tak całkiem niedawno opowiadałaś mi o tym blogu, ahh pamiętam to <3 czekałam na zwiastun od ciebie i gadałyśmy o blogach ♥ jezu nie wierze że to już koniec :'(

    OdpowiedzUsuń
  3. Sorry za SPAM
    http://www.highfivewomans.blogspot.com/?m=1
    Opowiadanie jest przede wszystkim o Zaynie Maliku i Claire Holt.
    Bardzo serdecznie zapraszam do zaglądnięcia ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. O matulu. Najgorsze w tym wszystkim, że mogę to całkowicie utożsamić ze sobą... Pamiętasz nasze rozmowy, kiedy Krzysiu był w szpitalu, również nieprzytomny? Co prawda nie jest on moim chłopakiem, ale kocham go równie mocno i było mi wtedy cholernie ciężko. Doskonale wiem co czuła Lily, choć w jej przypadku było to coś bardziej poważnego.
    Powinnam Cię dźgać od dziś każdego poranka na przywitanie za prawie sprowadzenie na mnie zawału! Cieszę się, że zżyłaś się na tyle z bohaterami, że nie możesz ich uśmiercić. Chwała Bogu! Umarłabym razem z Tobą, gdybyś zrobiła inaczej.
    Poważnie.
    Jakaż ulga musiała ogarnąć naszą Lilijkę! I to zakończenie! Dobrze, że wszystko dobrze się skończyło. Niech jeszcze tylko przekonają rodziców Lily do Harrego i będę w siódmym niebie!

    Pozdrawiam, życzę mnóstwa weny (za to zakończenie i ogół)!
    Mei.

    Ps. Szczerze się jak głupia xd
    Pss. Harry przeżył!
    Psss. Są razem, szczęśliwi!
    Pssss. Teraz muszę poradzić sobie z wewnętrzną rozpierduchą szczęścia xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Panie i Panowie, cóż to za piękne zakończenie tego, jakże przepięknego i przewspaniałego rozdziału!
    Przez dłuższy czas (czyt. od rozdziału 16 do rozdziału 17) miałam mętlik w głowie obawiając się, że Harry naprawdę może tego nie przeżyć. Myślałam nad Twoimi uczuciami i bardziej byłam za tym, że go nie zabijesz i jak widać się nie pomyliłam.
    Czuję jedną wielką ulgę, ale i radość.
    Uciekam do epilogu :(

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy